
O tym, jak jednorożec został abażurem.
– Chodź mój jednorożcu, pokaż, co ci tu rośnie – Miśka zawołała Niebulinka i pogłaskała psa po wyraźnie niekształtnym łbie. – Jutro pojedziemy i sprawdzimy, co się dzieje na twoim czółku.
Niebo podkulił ogon. Nie lubił zwrotu „pojedziemy i sprawdzimy”, bo oznaczało to tylko jedno: wizyta u weterynarza.
Rzeżuchy zamarły. Patrzyły na labradora niczym zaczarowane, oczy im błyszczały. Podekscytowane podbiegły do zmartwionego, starego psa.
– To prawda? – Żurek trącił nosem Niebulinka. – Prawda?
– Przecież słyszałeś, nie ma się z czego naigrywać – labrador pacnął zrezygnowany na podłogę. – Jutro znowu będzie macanie po…
– Nie o doktora mi chodzi. Czy to prawda, że zostaniesz jednorożcem? – Żurek spojrzał na czoło przyjaciela. – O mamo, to prawda! Prawda! O tu, już ci się wyrzyna!
– Co mi się wyrzyna? – Niebo popatrzył na Żurka wielkimi oczami.
Ale nie tylko Żurek to widział. Rzepcia też uważnie przyglądała się Niebulinkowi. Nawet Borys zwlókł się z parapetu i założył okulary.
– No tak, rzeczywiście, zaczynasz wielką przemianę – Borys złożył pingle i wsunął je do kieszeni. – Na czole rośnie ci róg. To nie może być nic innego, tylko róg – dla pewności dotknął łapą czoło psa. – Pewnie za jakiś czas będziesz miał różowe futro, srebrne kopyta i tęczowy ogon z grzywą.
– Jak to? Zostanę koniem? – labrador się zdziwił. Zirytowała go pewność, z jaką Borys wygłaszał swoje prawdy, więc odrzekł: – Pies nie może być koniem!
– To chyba jest możliwe, choć nie do końca – Żurek zaczął sobie coś przypominać. – Ja miałem zostać pegazem, ale zamiast skrzydeł urosły mi duże uszy i w końcu jestem Żurkiem.
– To jest cudowne! Będziemy mieć własnego jednorożca! – Rzepcia skakała z radości. – Będziesz czynił cuda, leczył wszystkie choroby i smutki.
– Tylko, żeby cię „poleczył”, będziesz musiała doprowadzać go do łez – Borys znowu włożył na nos okulary.
– Dlaczego? – spytała zdziwiona sunia.
– Bo to łzy jednorożca mają magiczną moc – Borys znowu schował okulary i wskoczył na swój parapet, skąd widział więcej. – Więc, jak to zrobisz? Będziesz opowiadała smutne historie, gryzła go w nos, czy jak?
Rzepcia się zamyśliła. Nie chciała przyjaciela zasmucać ani tym bardziej sprawiać, by go coś bolało. Musiała wymyślić jakiś inny sposób, żeby Niebulinek-jednorożec uronił łzę.
– Będę dawała do wąchania cebulę! – wypaliła.
Była naprawdę zadowolona z siebie, że wymyśliła wspaniały sposób na jednorożca. Spojrzała na Niebo, ale ten wcale nie wyglądał na szczęśliwego z powodu przemiany w fantastyczne stworzenie.
Kiedy następnego dnia Niebulinek pojechał do kliniki, Rzeżuchy zaczęły przygotowywać dom na godne przywitanie magicznego przyjaciela. Wyciągnęły kolorową bibułę, nadmuchały balony, rozwiesiły transparent: „Witaj, Jednorożcu, nasz kochany!” i czekały.
Tymczasem Niebulinek czekał na werdykt pana profesora Najsławniejszego, który go badał. Najbardziej zdenerwował się, kiedy Najsławniejszy chwycił go za cudowny „róg”, potem nakreślił palcem esy-floresy na czole i zaczął coś mówić do Miśki, a ona tylko kiwała głową i płakała. „Pewnie z radości, że będzie miała jednorożca w domu – pomyślał Niebulinek. – A może dlatego, że z kopytami i grzywą będę zajmował za dużo miejsca i będzie musiała zamieszkać na dworze…”
Profesor Najsławniejszy mówił i mówił. „No tak, skoro mam się zamienić w inne stworzenie, musi mną się zająć profesor, on jest najmądrzejszy” – pomyślał Niebo i zaczął przysypiać.
Kiedy się obudził, niewiele pamiętał. Jedynie Buńka wciągającego go na leżankę. Jak przez mgłę widział zatroskane twarze Meli i Kostka i rozczarowane, trochę przestraszone mordki przyjaciół.
– Dlaczego Niebulinek jest łysy i ma taką szramę na czole? Co się stało z jego rogiem? Gdzie się podział? – pytała Rzepcia, ale nie dostawała odpowiedzi.
– Ktoś mu ukradł, zbyt cenny jest róg jednorożca. To pewnie ten profesor, u którego był. Przysięgam, że jak go tylko dorwę, zabiorę róg i ci go oddam, nie martw się. Mam z profesorkiem zresztą do pogadania, bo kiedyś też u niego byłem i wróciłem z abażurem na szyi – stwierdził Żurek.
Kiedy Niebulinek już się ucieszył, że jednak zostanie psem, a nie będzie czymś z kopytami i różową grzywą, odezwał się jeszcze Borys:
– Miał być jednorożec, a mamy abażur!
„To kim ja w końcu jestem? – labek w tym momencie zamknął oczy i słodko zachrapał. – Pomyślę o tym jutro”.